Zalążki działań prowadzących do powstania tej szkoły sięgają przełomu lat dwudziestych i trzydziestych dwudziestego wieku. Wtedy największą aktywność w poszukiwaniu terenów nadających się do latania szybowcowego wykazywał w przedwojennej Polsce Związek Awiatyczny Studentów Politechniki Lwowskiej (ZASPL). Odkryto kolejne polskie szybowiska: Bezmiechową – 1928, Czerwony Kamień – 1930, Polichno - 1932, Pińczów – 1933, Goleszów – 1934. Zaczęto też poszukiwać nowych miejsc dla szybowisk m. in. w paśmie Beskidów. Grupa w składzie: Marian Legeżyński, Piotr Mynarski i Władysław Słodkiewicz (1930/1931) oceniła pozytywnie górę Żar w Beskidzie Małym, jako nadającą się do startów szybowców z lin gumowych i wykonywania lotów żaglowych, uznając, że zbocza tej góry i gór sąsiednich są korzystnie ułożone względem wiatrów, wiejących z różnych kierunków. Niestety, ta ocena nie wywołała żadnych natychmiastowych i konkretnych działań w kierunku utworzenia tu ośrodka szybowcowego.
Żar swe szybowcowe powstanie i rozwój zawdzięcza głównie staraniom przedwojennych szybowników z Bielska i z Białej Krakowskiej, miast sąsiadujących ze sobą, rozdzielonych jedynie rzeką Białką. Koło Szybowcowe przy Obwodzie Ligi Powietrznej i Przeciwgazowej z siedzibą w Białej Krakowskiej powołało do życia „Szkołę Pilotów Szybowcowych przy Obwodzie LOPP Biała” na pagórku „Krzywa”, zwanym inaczej Kopcem Lipnickim. Szkoła ta została uruchomiona na początku ferii szkolnych w roku 1935. Wśród jej czołowych działaczy był inż. Franciszek Doński, który pracując w roku 1934 w Porąbce przy budowie zapory wodnej na rzece Sole przyglądał się górze Żar i przyległej do niej od wschodu Kiczerze. Penetrując ich zbocza doszedł do wniosku, że jest to teren autentycznie korzystny do latania szybowcowego. Na jego prośbę wiosną 1935 roku okręgowy inspektor szybowcowy z Katowic Antoni Pawliczek i instruktor Ludwik Zygmund oblatali ten teren na szybowcu Czajka, kwalifikując go do użytkowania dla szybownictwa wyczynowego. Uznali, że nadaje się on szczególnie do uzyskiwania kategorii C i D. Franciszek Doński namówił jesienią 1935 roku instruktora Piotra Mynarskiego do oblotu góry Żar. 9 listopada tego roku przewieziono furmanką szybowiec szkolny Wrona-bis ze Szkoły Szybowcowej w Lipniku do Porąbki, skąd został wniesiony na plecach na szczyt. Tam po zmontowaniu szybowca P. Mynarski wystartował z lin gumowych w kierunku północnym. Latał do zmroku przez 4 godziny 07 minut i lądował na polu w Porąbce. Za ten lot prezes zarządu Głównego LOPP gen. dyw. inż. Leon Berbecki wręczył pilotowi P. Mynarskiemu nagrodę w wysokości 500 złotych. Lot szybowcem bez kabiny przyprawił Mynarskiego o częste bóle głowy, powtarzające się przez wiele lat. Droga do uruchomienia żarowskiego szybowiska została jednak otwarta.
Od roku 1936 szczyt żarowskiej góry wykorzystywano sporadycznie do startów szybowców. W sierpniu tego roku zorganizowano w Porąbce zjazd pilotów szybowcowych. Jego celem było zbadanie możliwości wykonywania lotów żaglowych oraz przelotów docelowych, także wzdłuż Karpat. Przygotowywano lądowisko na szczycie góry. Pod szczytem zbudowano dwa hangary do przechowywania szybowców, doprowadzono telefon do schroniska Towarzystwa Turystycznego, prowadzonego przez Franciszkę Lotek, usytuowanego pod szczytem góry po jej północnej stronie.
W roku 1937 latanie z Żaru zintensyfikowano. Prowadził je instruktor Michał Offierski, kierownikiem szkoły został Mieczysław Szlegiel. Instruktorzy i piloci mieszkali we wspomnianym schronisku turystycznym. Pilot Kazimierz Antoniak ustanowił 6 lipca 1937 roku rekord kraju, wznosząc się na wysokość 2550 metrów.
Pełny rozkwit szkoły nastąpił w roku 1938. Pod szczytem na północnym stoku zbudowano mały hangar. W ciągu czterech miesięcy tego roku na szybowcach: 4 Salamandry, 2 Komary, 1 WOS-37, 1 Delfin, 1 SG-3 i dwumiejscowa Mewa,wylatano 416 godzin, wykonując 112 lotów jednogodzinnych, 22 loty powyżej 5 godzin i 3 powyżej 8 godzin. Wykonano 21 lotów powyżej wysokości 1000 metrów a w trzech osiągnięto pułap 2250 metrów. Do kategorii III wyszkolono 10 uczniów pilotów.
Loty na Żarze w roku 1939 kontynuowano do 29 sierpnia. Uzyskano wiele świetnych wyników. Instruktor Józef Pietrow 27 kwietnia startując na Mewie z pasażerem pilotem Władysławem Dziergasem pobił rekordy Polski: długotrwałości lotu, latając przez 11 godzin 02 minuty i rekord wysokości przewyższenia – 1200 metrów, zaś 18 maja, lecąc z pasażerem Józefem Jakubcem wykonał rekordowy przelot otwarty z Żaru - 309 km 422 m. W tym roku wylatano na Żarze 593 godziny, wykonując 31 lotów trwających ponad 5 godzin i 36 razy przekraczając wysokość 1000 m.
Niemcy podczas okupacji prowadzili dla swojej młodzieży zrzeszonej w NSFK szkolenie szybowcowe tylko do kategorii A i B na szybowcach SG-38 i GB-IIB, wykorzystując do tego wyłącznie podnóże góry Żar, gdzie wybudowali drewniany hangar. Hangar ten wykorzystywano przez wiele lat po wojnie rozpoczynając od czerwca roku 1945 do szkolenia polskiej młodzieży harcerskiej.
Hangar, wybudowany blisko szczytu Żaru na zboczu po północnej stronie nie przetrwał wojny.
Powojenne latanie na Żarze zawdzięczamy głównie inż. Tadeuszowi Puchajdzie z Bielska, wybitnemu działaczowi harcerskiemu, który przed wojną szkolił się na szybowcach na górze Chełm w Goleszowie, na Kopca Lipnickim w Białej Krakowskiej, w Bezmiechowej i w Katowicach. Zdobył uprawnienie instruktora szybowcowego, był również świetnym wyczynowym skoczkiem spadochronowym. Swe umiejętności skoczka demonstrował na Międzynarodowych Zlotach Skautów (Jamboree) na lotnisku Ypenburg koło Hagi (1937) w Holandii i w Budapeszcie (1938), dokąd poleciał szybowcem Sokół, holowanym przez samolot. W marcu 1945 wespół z bielskimi harcerzami utworzył on Harcerski Ośrodek Szybowcowy i Lotniczą Drużynę Harcerską.
Wkrótce Puchajda zorganizował wycieczkę na Żar. Po oględzinach szybowiska oceniono, że można tam otworzyć szkołę szybowcową. 12 maja 1945 Departament Lotnictwa Cywilnego mianował T. Puchajdę inspektorem szybownictwa na Okręg Śląsko-Dąbrowski, zaś 7 czerwca tego roku – komendantem nowo utworzonego Centralnego Ośrodka Szybowcowego Harcerstwa Polskiego z siedzibą w Białej Krakowskiej. T. Puchajda był następnie organizatorem i kierownikiem żarowskich kursów szybowcowych: unifikacyjnego dla instruktorów (17 – 30 czerwiec 1945), szkolenia do kategorii C dla początkujących uczniów harcerzy, poczynając od czerwca 1945 i szkolenia do kategorii D dla pilotów zaawansowanych (1 lipca – 15 sierpnia 1945).
Żar stał się najważniejszym ośrodkiem szybowcowym lat czterdziestych w Polsce. Podjęli tu pracę najlepsi przedwojenni instruktorzy i piloci, jak Adam Dziurzyński, Edmund Edward Adamski i Tadeusz Góra. Tu zorganizowano pierwsze w powojennej Polsce zawody szybowcowe: VII Krajowe Zawody Szybowcowe (12 – 20 czerwca 1948), które wygrał Adam Zientek. Rok później (22 – 29 maja) rozegrano tu I Krajowe Zawody Juniorów, w których zwyciężył Stanisław Wielgus.
W czerwcu roku 1949 odbyły się na arze I Międzynarodowe Zawody szybowcowe Krajów Demokracji Ludowej, w których zwyciężyła Irena Kempówna. W pierwszej połowie lat pięćdziesiątych nastąpiła trzyletnia przerwa w działalności szkoły z powodów politycznych, zakończona w roku 1955, gdy zaczęto tu rozgrywać Szybowcowe Mistrzostwa Polski Juniorów, kontynuowane następnie z przerwami przez dziesięciolecia. Przez wiele lat, poczynając od roku 1986 organizowano na Żarze liczne zawody. m. in. o puchar Beskidów i Euroregionu Beskidy, w których gwiazdą był Sebastian Kawa.
Historia żarowskiej szkoły i własne przeżycia, doznane tu podczas szkolenia szybowcowego ściągają co roku rzeszę w większości starszych pilotów na wspólne spotkania. W miarę możliwości
przybywają tu nawet dziewięćdziesięciolatkowie, jak Jacek Figwer, przylatujący corocznie z USA, szkolony na pierwszym żarowskim turnusie już w czerwcu roku 1945, Ryszard Witkowski, latający na Żarze od roku 1948 i Stanisław Wielgus, który w dniach 19 i 20 października 1949 roku latał tu na szybowcu Komar przez 35 godzin 14 minut. Ten wynik będzie rekordem Polski po wieczne czasy, gdyż lotów na długotrwałość już się nie wykonuje ze względu na niebezpieczeństwo zagrożenia życia pilota w tak wyczerpującym locie.
Ostatnie spotkanie miłośników Żaru odbyło się we wrześniu ubiegłego roku. Wzięło w nim udział ponad 80 uczestników. Przyjeżdżając do internatu dostawali oni w recepcji okazjonalne metalowe znaczki do przypięcia w klapie marynarki, związane z tą imprezą, przygotowane przez Zbigniewa Leparskiego. Spotkanie rozpoczęto wspólną kolacją we czwartek 6 września, po której uczestnicy zebrali się na spotkaniu organizacyjnym w sali wykładowej internatu szkoły, gdzie powitał ich główny organizator imprezy, dyrektor i prezes GSS Żar Wojciech Kos. Zapoznał on uczestników z aktualną sytuacją ośrodka, zwracając uwagę zwłaszcza na działalność statutową szkoleniową. Następnie zabrał głos Leszek Mańkowski, pełniący wiele funkcji w polskim lotnictwie cywilnym. Jedną z nich jest funkcja prezesa Rady Seniorów Lotnictwa Aeroklubu Polskiego. Poinformował on zebranych o odsłonięciu na wojskowym Cmentarzu Powązkowskim w dniu Święta Lotnictwa 28 sierpnia Pomnika „Chwała Lotnikom Polskim”. Był on budowany ze składek społecznych, za co prezes RSL AP podziękował wszystkim ofiarodawcom. Przedstawił historię budowy pomnika i pokazał upominki w postaci modelu pomnika i medalu, jakie zostaną przekazane ofiarodawcom, którzy wsparli datkami finansowymi to przedsięwzięcie: instytucjom i osobom prywatnym.
Następne dni, piątek i sobotę, wypełnił bogaty program zajęć Towarzystwa Miłośników Żaru. Jego członkowie interesują się historią polskiego szybownictwa, zwłaszcza jej białymi plamami. Chcą wspominać zapomniane ośrodki, jak na przykład historię szkoły szybowcowej w Libiążu. Jednym z najlepszych jej znawców jest 83-letni pilot Stanisław Gondek, mieszkający obecnie w Warszawie. Wygłosił on w piątkowe przedpołudnie doskonale przygotowaną i zilustrowaną prelekcję na ten temat. W jego rodzinnym Chrzanowie, gdzie się urodził 8 maja 1935 roku, oraz w nieodległych miastach, w Chełmku i w Libiążu, były przed wojną silne modelarnie harcerskie o profilu lotniczym. Zapełniały je wielkie rzesze młodzieży, chcącej budować modele szybowców i samolotów oraz latać na szybowcach. W takiej atmosferze w roku 1936 powstał w Libiążu ośrodek szybowcowy, związany z około 50-metrowym pagórkiem, z którego można było startować szybowcem z użyciem lin gumowych. Zaczęto tam latać na szkolnych szybowcach typu Wrona. Podczas wojny Niemcy wykorzystali ten ośrodek do szkolenia szybowcowego swojej młodzieży zrzeszonej w Hitlerjugend. Po wojnie miejscowi przedwojenni działacze, instruktorzy i piloci wrócili do latania. Wyciągnęli liny gumowe, ukryte w kopalni Janina i uruchomili ośrodek już w roku 1945. Zaczęli latać szybowcami szkolnymi typu SG-38, sprowadzonymi z ówczesnego Grunowa, następnie Salamandrami i Jeżykami. Przylegający do pagórka płaski teren umożliwiał również starty szybowców za pomocą wyciągarki, którą wkrótce zaczęto stosować, ustawiając ją na pagórku, albo w terenie płaskim. Jednym z instruktorów w Libiążu był Mieczysław Wójcik. W roku 1952 Stanisław Gondek ukończył w Libiążu kurs teoretyczny, po którym został oddelegowany na szkolenie szybowcowe do Leszna. Tamtejsze lotnisko wymagało wyrównania pola wzlotów, do czego wykorzystano kursantów. Byli oni zorganizowani w tzw. grupy transportowe, złożone z czterech młodzieńców. Gondek pamięta swoją grupę, którą tworzyli oprócz niego: Jan Gawęcki, Godek i Frąckowiak. Po wykonaniu tego zadania jednocześnie szkoliły się 3 turnusy uczniów. Byli wśród nich również trzej Grecy. Po powrocie do Libiąża dalsze szkolenie na holu za samolotem kontynuowano na lotnisku Pobiednik Aeroklubu Krakowskiego, dla którego ośrodek w Libiążu był filią. Kontrolę ośrodka w Libiążu przeprowadzali instruktorzy z Warszawy. Gondek pamięta taką kontrolę wykonaną przez instruktora Jerzego Adamka w roku 1953.
Wśród szybowników wyszkolonych w Libiążu byli m. in.: Ryszard Bittner, Stanisław Kolasa, Idzi Trybuś, jego brat Jerzy i Maria Stryczek. Wielu z wyszkolonych w Libiążu szybowników przeszkoliło się na samoloty i zasiliło różne rodzaje lotnictwa, również wojskowego.
Wielkim znawcą ośrodka szybowcowego w Libiążu jest tamtejszy działacz, instruktor modelarski Zbigniew Matlak.
Po tej prelekcji uczestnicy spotkania udali się na cmentarz w Międzybrodziu Żywieckim, gdzie spoczęło na zawsze wielu lotników, związanych z Żarem. Wśród nich są państwo Mirosława i Adam Dziurzyńscy, Bolesław Zoń, Franciszka Lotek oraz wielu pracowników GSS Żar, zwłaszcza mechanicy i wyciągowi. Złożono kwiaty na ich grobach, zapłonęły znicze, był czas na wspomnienia i refleksje.
Wielkim przeżyciem dla żarowców było wieczorne piątkowe spotkanie z Sebastianem i Tomaszem Kawami. Tworzą oni jedyny taki duet w światowym szybownictwie w relacji ojciec - syn. Sebastian, obdarzony ogromnym talentem, ma dodatkowo wybitne wsparcie ojca, znakomitego pilota i trenera, zaangażowanego całkowicie do pomocy osobistej. W znakomitych artykułach, publikowanych w prasie lotniczej podsumowuje występy syna. Efektem tej synowsko-ojcowskiej relacji jest bezapelacyjne przodownictwo Sebastiana wśród czołówki szybowników świata. Jego zwycięstwa w niemal wszystkich imprezach światowych w których startuje, są trudne do pojęcia. Na wyniki końcowe w szybownictwie ma bowiem wpływ wiele niezależnych od siebie czynników. Trzeba mieć przysłowiowy siódmy zmysł, który posiada Sebastian, aby tak doskonale wyczuwać w powietrzu to, co czeka na niego w kolejnych fazach lotu i wybrać najlepsze rozwiązanie. Budzi zdziwienie, że nie dostrzegają tego szybowcowi działacze FAI, którzy nie przyznali jeszcze Sebastianowi medalu Lilienthala.
Trzeba mieć szczęście, aby móc się spotkać z Sebastianem, gdyż często uczestniczy on w różnych zawodach lub jest zajęty przygotowaniem się do kolejnych zmagań w powietrzu. Prelekcja Sebastiana była wzbogacona znakomitym filmem i zdjęciami. Jej świetnym uzupełnieniem był komentarz Tomka. Andrzej Szymczak podziękował za to wręczeniem im pięknych albumów ze zdjęciami swego autorstwa z poprzednich żarowskich spotkań.
Bardzo bogatym dniem była dla żarowców sobota. Najpierw mieli przyjemność obejrzenia pięknego filmu o Bolesławie Zoniu, wielkiej postaci związanej z Żarem od dziecka. Film ten zrealizował i wyświetlił jego wnuk, Szymon Zoń. Bolesław, mieszkając w Kobiernicach, często przebywał na Żarze, pokonując nań pieszo wiele kilometrów. Szybko został pilotem, nie mając jeszcze osiemnastu lat był już instruktorem. W tym charakterze przypiął na Żarze szybowcowe skrzydła wielu kursantom, szkoląc ich w lotach z lin gumowych i za samolotem, w akrobacji, w lotach na żaglu, termice, fali i w lotach bez widoczności. Przeszkalał ich również na nowe typy szybowców. Od roku 1960 doświadczał tego niżej podpisany. Bolesław wkrótce został powołany do służby w wojskach lotniczych, gdzie na samolotach naddźwiękowych pełnił funkcję instruktora i pilota doświadczalnego. Nie porzucił przy tym lotnictwa sportowego, będąc w nim mocno zaangażowany zarówno jako działacz i pilot wyczynowy, latający na szybowcach, samolotach i śmigłowcach.
Następnie wystąpił Jerzy Gruchalski, szybownik i mechanik lotniczy, mieszkający w wielkopolskim Ślesinie. Od wielu lat jego podstawowym zajęciem jest budowa historycznych aparatów latających. Odtworzył przedwojenny motoszybowiec Bąk Antoniego Kocjana. Obecnie buduje Orlika Olimpijskiego w wersji do latania, będącego też konstrukcją Antoniego Kocjana. Budowa ta wymaga ponad 5000 godzin pracy. Całość będzie złożona z ponad 8000 elementów! Większość z nich została wykonana na podstawie oryginalnej dokumentacji zachowanej sprzed wojny. Natomiast niektóre elementy odtworzono na podstawie pomiarów z oryginalnego Orlika Olimpijskiego, zachowanego od czasów przedwojennych w Stanach Zjednoczonych, znajdującego się obecnie w muzeum w Elmirze. Jest to efektem działań Tomasza Murawskiego.
Pan Jerzy dzieło swe przygotowuje z niesłychaną pedanterią. Dzięki świetnemu filmowi i prezentacji wielu elementów budowanego szybowca, czym ubogacił żarowskich widzów, mogli oni lepiej pojąć jego wkład pracy i jej precyzję w wykonanie tego dzieła. Kanał TVP Historia wyświetla również filmy redaktora Adama Sikorskiego. obrazujące kolejne etapy budowy tego Orlika. Jest szansa, że zostanie on oblatany w roku bieżącym. Jerzy Gruchalski ma w planie budować później trzecią konstrukcję Antoniego Kocjana: szybowiec szkolny Wrona, do której posiada już oryginalną dokumentację
Corocznie podczas żarowskich spotkań jest odsłaniany medalion, poświęcony wybitnej postaci związanej z Żarem. Twórcą ubiegłorocznego medalionu jest artysta prof. Jerzy Fober z Cieszyna, związany z lotnictwem przez swego ojca, członka Bielskiego Klubu Seniorów Lotnictwa.
Wykonał on prototyp medalionu, z którego negatyw i oryginał pozytywu wykonał jak co roku osobiście i nieodpłatnie Henryk Mynarski, właściciel Zakładu Szybowcowego „Jeżów”.
Tym razem medalion był poświęcony Justynowi Sandauerowi, wybitnemu konstruktorowi lotniczemu, lwowiakowi z pochodzenia, najstarszemu wśród miłośników Żaru, na spotkaniach których bywał regularnie. 8 stycznia ubiegłego roku ukończył on 94 lata. Podczas wojny został wywieziony do Austrii na przymusowe roboty, z których wrócił do kraju w roku 1947. Później ukończył Oddział Lotniczy Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie i podjął pracę w Instytucie Szybownictwa w Bielsku. Tam zaprojektował szybowiec doświadczalny bezogonowy SZD-6 Nietoperz. Był współtwórcą szybowców: SZD-8 Jaskółka, SZD-9 Bocian i eksperymentalnego SZD-11 Albatrosa. W roku 1953 podjął pracę w Instytucie Lotnictwa (IL) w Warszawie, gdzie opracował projekty celów latających jako bezzałogowych szybowców holowanych za samolotem oraz modyfikację szybowca SZD-9 Bocian, motoszybowca Bocian Puls i szybowca Bocian Z, na którym w załodze z Julianem Nowotarskim zajął 6 miejsce na Szybowcowych Mistrzostwach Świata, rozegranych we Francji w roku 1956. Rok później zaprojektował samolot szkolno-treningowy As. W latach 1963 – 1968 był dyrektorem do spraw naukowych w IL. Od roku 1968 pracował w Zakładzie Badań w Locie. Wtedy uczestniczył w próbach w locie wielu samolotów różnego przeznaczenia. Był wybitnym specjalistą od mechaniki lotu i aerodynamiki. Biegle władał 4 językami. Posiadał ogromną wiedzę fachową, wielki dorobek i doświadczenie w zakresie techniki lotniczej. Był człowiekiem niezwykle szlachetnym, serdecznym i życzliwym. Spodziewaliśmy się, że Justyn Sandauer osobiście odsłoni swój medalion. Niestety, zmarł nagle 15 lipca ubiegłego roku. 24 lipca 2018 został pochowany w grobie rodzinnym na warszawskich Powązkach wojskowych. Odsłonięcia medalionu dokonał jego najbliższy krewny, dr inż. Juliusz Grabczyk.
Kulminacyjnym punktem spotkań żarowców jest uroczysta kolacja i towarzyszący jej bogaty program. Wyróżnia się wtedy dyplomami, pucharami, medalami i albumami z fotografiami tych miłośników Żaru, którzy szczególnie przyczyniają się do jego funkcjonowania i propagowania. W tym roku tymi upominkami odznaczono kilkanaście osób. Upominki przygotowali: Zbigniew Leparski, Leszek Mańkowski, Andrzej Szymczak i niżej podpisany.
Wyjątkową postacią wśród wyróżnionych był 93-letni instruktor Rudolf Jan Kopernok. Przybył on na Żar w towarzystwie swej córki Danuty Kieszczyńskiej i jej kuzyna Ryszarda Jelonka. Na Żarze pracował jako instruktor przez pięć lat (1959 – 1964). Lotniczego bakcyla połknął jako czterolatek, obserwując akrobację 3 samolotów podczas pokazów na lotnisku Muchowiec w Katowicach, na które zabrał go ojciec. Tam też w roku 1946 został wyszkolony do kategorii A i B w lotach z lin gumowych i za wyciągarką. Po zaledwie kilku godzinach lotów został skierowany w roku 1947 na kurs instruktorski do Goleszowa, na szybowisko gna górze Chełm, gdzie szkolił się na szybowcach SG-38 i Salamandra. Na tym szybowisku pełnił funkcję instruktora w latach 1947 – 1949, latając sporadycznie na Muchowcu, gdzie w roku 1947 wykonał pierwszy lot termiczny na tym lotnisku po II wojnie światowej. Latał wtedy przez ponad 2 godziny na Salamandrze, dzięki czemu uzyskał kategorię C. Będąc zatrudniony zawodowo w latach 1950 – 1957 w Pagedzie w Katowicach pracował również społecznie po pracy jako instruktor. 14 grudnia 1950 roku uzyskał na jeleniogórskiej fali halniakowej diamentowe przewyższenie 5540 m, lecąc bez tlenu szybowcem Mucha bis do wysokości 7200 m. W roku 1955 wykonał udany skok z szybowca Jaskółka, który stracił część lewego skrzydła w chmurze burzowej. Otworzył spadochron nisko nad ziemią, dzięki czemu nie doznał większych szkód na zdrowiu. Wanda Szemplińska w podobnym wypadku tego dnia otworzyła spadochron w chmurze, co doprowadziło ją do licznych odmrożeń. W latach 1947 – 1958 R. Kopernok był instruktorem szybowcowym na Muchowcu i przeszkolił się na samolotach, na których został również instruktorem. Po kolejnych latach wspomnianej pracy na Żarze został powołany do Aeroklubu Rybnickiego Okręgu Węglowego, gdzie pełnił jednocześnie funkcję kierownika aeroklubu i szefa wyszkolenia do marca 1969. Od kwietnia tego roku został sztygarem zmianowym wydziału elektrycznego w kopalni 1 Maja w Wilchwach, następnie pracował w kopalni Zofiówka. Był też egzaminatorem PLKE. Posiadał licencje i latał do roku 2001. W latach 1980 – 2002 był pracownikiem Zarządu Ruchu Lotniczego, pełniąc również funkcję zawiadowcy na lotnisku Aeroklubu ROW. Posiada odznaki szybowcowe o numerach w Polsce: srebrna – 264, złota – 30, diamentowa – 12, a 31 w świecie. Jako instruktor był niezwykle pedantyczny. Wymagał tej precyzji od swoich uczniów, dzięki czemu latali oni bezpiecznie. To jest dla niego największą satysfakcją.
Najważniejszym punktem uroczystego wieczora jest wręczenie Wyróżnień Honorowych im. Dedala. Tego zaszczytu dostąpili dwaj wybitni instruktorzy: Wiesław Dziedzio z Jeleniej Góry i Tadeusz Gowkielewicz z Olsztyna. Obaj są przyjaciółmi od lat czterdziestych, gdy zaczynali swoją przygodę lotniczą w Jeleniej Górze i w Jeżowie Sudeckim.
Wiesław Dziedzio urodził się w Grajewie 1 stycznia 1930 roku. Po repatriacji w roku 1945 do kolejnych kilku miejscowości osiadł z rodziną w Jeżowie Sudeckim. Tam zimą 1949 roku został przeszkolony teoretycznie do szkolenia szybowcowego, które przeszedł w Lęborku rok później od 1 kwietnia do 8 maja. Potem latał w Jeżowie Sudeckim i na Żarze. Po powrocie z trzyletniej służby wojskowej, zastając swój Aeroklub Jeleniogórski zamknięty, skorzystał z możliwości wznowienia latania w Aeroklubie Wrocławskim. W roku 1957, gdy był już ponownie czynny jego Aeroklub Jeleniogórski, zdobył srebrną i złotą odznakę szybowcową, zaś w roku 1962 – diamentową. W roku 1960 wyszkolił się na samolotach. Wsławił się wykonaniem ponad 400 km lotu z jeleniogórskiej fali. W roku 1966 rozpoczął pracę zawodową w Aeroklubie Jeleniogórskim, najpierw jako instruktor szybowcowy, później samolotowy i szef wyszkolenia. Jako agrolotnik latał wielokrotnie w Afryce. W roku 1990 przeszedł na emeryturę. Do dziś udziela się społecznie w różnych pracach, również fizycznych, w swym aeroklubie. Jest członkiem Jeleniogórskiego KSL i wrocławskiego Klubu Lotników Loteczka.
Łącznie wylatał 8850 godzin, z tego 1850 szybowcami. Ogólny jego nalot instruktorki to 1250 godzin na szybowcach i 2500 godzin na samolotach. Posiada liczne odznaczenia państwowe i lotnicze zawodowe. Jego wielką radością jest wyszkolenie syna Tomasza i córki Magdaleny na szybowcach oraz wnuków: Jacka na szybowcach i Agnieszki na spadochronach. Obecnie Małgorzata, posiadająca wyższe wykształcenie lotnicze uzyskane na Politechnice Warszawskiej, pracuje jako pilot komunikacyjny.
Tadeusz Gowkielewicz urodził się w Wilnie 2 lipca 1931 roku. Po wojnie zamieszkał z rodziną w Jeleniej Górze. Tam w roku 1947 zainteresował się modelarnią lotniczą. W marcu tego roku zaliczył szybowcowy kurs teoretyczny w Aeroklubie Jeleniogórskim, po skończeniu którego został wysłany na szkolenie praktyczne do szkoły szybowcowej w Polichnie. Jego instruktorem był tam Roman Gajos. Tadeusz rozpoczął szkolenie od ślizgów i skoków na szybowcu SG-38 przy użyciu lin gumowych na górce nr 4 Polichna. Następnie były ciągi wyciągarkowe. Po powrocie do Jeleniej Góry latał jeszcze pod nadzorem instruktora Zusana w aeroklubie aż do jego zamknięcia w roku 1950. Do latania wrócił w Olsztynie od kwietnia roku 1956. W roku 1962 uczestniczył w szkoleniu instruktorskim, zorganizowanym w Dęblinie. W ramach obowiązkowej praktyki instruktorskiej wyszkolił w Lisich Kątach 6 uczniów w tym samym roku. W roku 1986 zakładał Olsztyński Klub Seniorów Lotnictwa. Latał do roku 1991. Łącznie na szybowcach wylatał 1672 godziny, w tym jako instruktor 1294 i 6 w nocy. Na samolotach wylatał 4607 godzin, z w tym 1952 jako instruktor i 94 w nocy. Loty instruktorskie były dla niego wielką satysfakcją Przez trzy i pół roku latał jako agrolotnik w ZUA w tym przez 3 miesiące w Egipcie w ramach kontraktu ZUA. Posiada liczne odznaczenia państwowe i lotnicze zawodowe.
Sobotni wieczór upłynął przyjemnie na wspomnieniach żarowskich przeżyć wzmacnianych smacznymi posiłkami z żarowskiej kuchni.
Podczas tego spotkania następujący uczestnicy wpisali się na listę obecności: Hanna Badura, Elżbieta Małecka-Bańska i Andrzej Bański, Marek Barański, Wacław Bieniek, Barbara Gostyńska-Bielicka i Roman Bielicki, Longin Blady, Stanisław Błasiak, Jerzy Bojanowski, Wiesława i Janusz Bugiel, Maksymiliana Czmiel-Paszyc, Tadeusz Ćwik, Barbara Darmolińska, Tomasz Dziedzio, Wiesław Dziedzio, Jacek Figwer, Jan Gawęcki, Halina i Stefan Glądys, Stanisław Gondek, Wojciech Gorgolewski, Juliusz Grabczyk, Jerzy Gruchalski, Tadeusz Gowkielewicz. Bogusław Haman, Grzegorza Hynek, Marian Janik, Ryszard Jelonek, Stefan Jochemczyk, Bolesława Jońca, Maria i Tadeusz Kaczmarek, Sebastian Kawa, Tomasz Kawa, Danuta Kieszczyńska, Katarzyna Kilarska, Jolanta i Paweł Kilarski, Marcin Kilarski, Wojciech Kilarski, Rudolf Jan Kopernok, Jakub Kos, Wojciech Kos, Konstanty Kosmowski, Władysław Korzonkiewicz, Jakub Krawczyk, Aleksander Kujawski, Jan Kujawski, Barbara Suchorowska-Kozdra i Mieczysław Kozdra, Tadeusz Lewicki, Janusz Łukańko, Jerzy Makula, Krystyna i Leszek Mańkowski, Witold Marek, Mieczysław Miedziak, Edmund Mikołajczyk, Ireneusz Mikołajczyk, Krystyna i Zbigniew Mikrut, Andrzej Olas, Jan Olszewski, Alicja Kozak-Olszewska i Olgierd Olszewski, O. Dominik Orczykowski, Danuta Paciorek, Andrzej Pierścionek, Maria Olszewska-Popiołek i Edward Popiołek, Robert Rowiński, Krzysztof Segit, Zbigniew Sienkiewicz, Stefan Skarżyński, Sadomir Smoliński, Mirosława Sznajder-Rachwał, Andrzej Szymczak, Henryk Śniadkowski, Aleksander Urbański, Jan Wisełka, Józef Wójtowicz, Szymon Zoń i Stanisław Zwoliński.
Niedzielny poranek przywitał uczestników wspaniałą pogodą. Po śniadaniu wielu z nich wzięło udział we Mszy świętej, odprawionej w intencji lotników zmarłych i żyjących przez kapelana lotników polskich O. Dominika Orczykowskiego. Dla większości nastał czas pożegnania Żaru i Przyjaciół. Najdalsze podróże czekały Jacka Figwera i Witolda Marka (USA) i Aleksandra Urbańskiego (Niemcy).
Nie wszyscy jednak opuścili po Mszy św. Żar, bowiem piękna pogoda umożliwiła wykonanie lotów szybowcowych. Tego dnia dyrektor Wojciech Kos wykonał szybowcem 29 lotów. Była możliwość wykonania lotu, z czego skorzystała rodzina Wojciecha Kilarskiego: syn Paweł oraz wnuki - Kasia i Marcin Kilarscy, którzy zażyli rozkoszy lotu szybowcem nad Żare
Wśród wyjeżdżających nie było już Justyna Sandauera oraz instruktorów: Stanisława Michalczuka i Tadeusza Studenckiego, którzy zmarli w ubiegłym roku prtzed żarowskim spotkaniem. Niestety, 11 grudnia zmarł nagle zawsze uśmiechnięty żarowiec, emerytowany kapitan PLL LOT Stefan Jochemczyk, lat 70, który był uczestnikiem ostatniego spotkania. Całymi latami szkolił on na Żarze wielu uczniów i pilotów polskich i zagranicznych. Jego niespodziewana śmierć jest dla miłośników Żaru szczególnie bolesna.
Nie znając swojej przyszłości warto pomyśleć o jak najczęstszych odwiedzinach swego ukochanego miejsca, jakim jest Żar. W sobotę 15 grudnia zebrali się w internacie Szkoły na dwóch niezależnych spotkaniach polscy lotniarze i szybownicy. Wszyscy z przyjemnością wysłuchali podsumowania ubiegłorocznych wyników. Po raz pierwszy przychody Szkoły z działalności statutowej, związanej z lataniem przekroczyły przychody z każdej innej działalności, czyli hotelowej, gastronomicznej i parkingowej. Do 8 grudnia zaliczono w ubiegłym roku 157 dni lotnych, w których wylatano 2300 godzin na szybowcach i 200 godzin na samolotach, wykonując 4500 operacji lotniczych. Wyszkolono od podstaw 10 uczniów. Jednego październikowego dnia latało na fali do wysokości 7600 metrów łącznie 42 szybowce. Uzyskano wtedy 8 diamentów za przewyższenie ponad 5000 m.
Miłośnicy Żaru ciesząc się z bardzo udanego ostatniego spotkania liczą na tegoroczne kolejną wrześniową imprezę na swym ukochanym szybowisku. Wśród nich jest Jan Kujawski, który przeżył piękną karierę lotniczą. Latał jako kapitan w PLL LOT a następnie w liniach szwajcarskich przez 30 lat. Będąc tak długo poza krajem obawiał się, czy znajdzie wspólny język z młodszymi, nieznanymi mu uczestnikami spotkania. Okazało się, że doznał łatwości serdecznego kontaktu z nowymi przyjaciółmi. Z radością spotkał też dawnego kolegę z PLL LOT, kapitana Bogusława Hamana, z którym przed laty latał samolotem IŁ-14. Wspomnienia wspólnych lotów zajęły im wiele godzin.
Wszyscy uczestnicy opuszczali Szkołę ze świadomością, że WARTO BYĆ ŻAROWCEM.
Warto zaznaczyć, że medaliony i wyróżnienia im. Dedala są finansowane prywatnie przez miłośników Żaru. Chętni do wsparcia tej akcji, zwłaszcza aerokluby, kluby seniorów lotnictwa oraz inne instytucje lotnicze i osoby prywatne mogą dokonać wpłat na konto Krakowskiego Klubu Seniorów Lotnictwa, Al. Jana Pawła II 39, 31-864 Kraków:
49 1020 2906 0000 1102 0112 3876
z dopiskiem: Dedal lub Medalion.
Stanisław Błasiak
Comments